Dlaczego Gołota przegrywał "wygrane" walki?

fot. Wikimedia Commons/matt borowick

O tym dlaczego Andrzej Gołota przegrywał swoje walki – pisze historyk sportu Krzysztof Szujecki.

Urodzony w 1968 roku Andrzej Gołota był wielką nadzieją polskiego boku na światowe sukcesy w kategorii ciężkiej. Najpierw jako amator, na igrzyskach w Seulu, i rok później na mistrzostwach Europy w Atenach zdobył brązowe medale, później, od początku 1992 roku, błyszczał na ringu zawodowym w USA. W historii przede wszystkim zapisały się jego dwie walki stoczone w 1996 roku z Riddickiem Bowe’em, uznawanym wtedy za najlepszego na świecie boksera w kategorii ciężkiej. Przedtem dwóch przeciwników pokonał przez nokaut: Samsona Po’uhę z Tonga oraz Danella Nicholsona z USA. Andrzej Gołota znajdował się wtedy w znakomitej formie, często mówiono nawet, że jest jedynym białym pięściarzem, który może zwyciężać z najlepszymi bokserami czarnoskórymi i zdobyć pas mistrzowski. 

W obu pojedynkach z Bowe’em Polak wyraźnie dominował, miał przewagę w ocenach sędziów i ogromne szanse na wygraną, ale za każdym razem schodził z ringu pokonany. Powodem nie były jednak powalające ciosy pogromcy Evandera Holyfielda z 1992 roku, lecz uderzenia Gołoty zadane… poniżej pasa. Zawiodło niestety to, co wytrenować najtrudniej i co jest zmorą wielu sportowców, także tych najbardziej uzdolnionych, a mianowicie psychika. Dyskwalifikacja Polaka po pierwszej z walk, która odbyła się 11 lipca 1996 roku, wywołała wściekłość widzów zgromadzonych w Madison Square Garden; wywiązała się ogromna bójka, wiele osób, w tym Gołota, doznało obrażeń. Po tych wydarzeniach przepisy dotyczące bezpieczeństwa na bokserskich galach zostały znacznie zaostrzone.

Jak wspominał główny trener Andrzeja Gołoty, 74-letni wówczas Lou Duva, nowojorczyk, który także był ranny w tej awanturze i został wyniesiony z hali na noszach: „Z Bow’em Andrew [Andrzej Gołota – przyp. autora] wygrywał, bił go, jak chciał. Nagle uderzył poniżej pasa, potem drugi raz. Mówiłem mu w narożniku «słuchaj, jeszcze raz i cię zdyskwalifikują». On odpowiadał «tak, tak, nie martw się» .Wyszedł do ringu i bum. Po pierwszym pojedynku byłem zły, bo Andrew stracił szansę na walkę o tytuł. W drugiej walce znowu został zdyskwalifikowany za ciosy poniżej pasa. A przecież mieliśmy specjalne metody treningowe, by tego nie robił. Pracowaliśmy nad jego psychiką. Nakłaniałem Polaków, których znałem, w tym jego żonę, by mu powtarzali, że może być mistrzem, zarobić górę pieniędzy i do końca życia nie dbać o nic więcej. Andrew powtarzał: «masz rację» i robił swoje”. (90 lat polskiego sportu, pr. zbiorowa, Warszawa 2011…, s. 98)

A oto jak komentował najlepsze, choć formalnie przegrane, walki w zawodowej karierze Gołoty, Roger Bloodworth, drugi trener polskiego boksera: „Pierwsza walka z Bow’em była najlepsza w karierze Gołoty. Zgoda, że w drugiej obił Riddicka bardziej, ale w tej pierwszej… Andrew robił z nim, co chciał. Zamieszki? Szaleństwo. Kiedy zadyma się zaczęła, wskoczyłem do ringu, zęby wydostać stamtąd Andrew. I nie mogłem go znaleźć. Dopiero potem, na zdjęciach w gazecie zobaczyłem, że stałem tuż obok niego. Andrew dostał w głowę walkie-talkie. Kiedy dotarliśmy do szatni, lekarz powiedział, że musi mu zszyć głowę, ale w szpitalu, bo nie ma przy sobie znieczulenia. Andrew popatrzył na niego i powiedział: «niech pan szyje teraz»”(90 lat…, s. 98)

Mimo tych porażek, w październiku 1997 roku, Gołota stanął przed szansą zdobycia tytułu mistrza świata w jednej z najbardziej prestiżowych organizacji bokserskich – WBC. Walka wieczoru nie trwała jednak długo. Jego przeciwnikiem był mistrz świata WBC, znakomity Brytyjczyk Lennox Lewis, który znokautował naszego boksera już w pierwszej rundzie. 

Później nastąpiła seria kilku zwycięstw Andrzeja Gołoty, między innymi w pierwszej zawodowej walce, jaką stoczył w Polsce, z amerykańskim bokserem Timem Witherspoonem, byłym mistrzem WBA i WBC. Pojedynek ten odbył się w 1998 roku we Wrocławiu. Wygrana umożliwiła Polakowi zmierzenie się w kolejnym roku z Michaelem Grantem. Mimo, że Gołota w pierwszej rundzie dwukrotnie położył Amerykanina na deski, a później prowadził na punkty, nie wyszedł ostatecznie z tej walki zwycięsko. Po nockdownie w 10 rundzie zrezygnował z kontynuowania pojedynku. 

W 2000 roku w Detroit Gołota zmierzył się ze słynnym Mikiem Tysonem, ps. „Bestia”, który już w wieku zaledwie 21 lat został uznany za najlepszego na świecie pięściarza wszystkich federacji. Walka ta nie trwała wiele dłużej od stoczonej trzy lata wcześniej z Lewisem i niestety miała podobny przebieg. Polak już w pierwszej rundzie był liczony, a w przerwie między drugą a trzecią odmówił kontynuowania walki i opuścił ring. Co prawda pojedynek ten został wkrótce unieważniony z powodu wykrycia zabronionych substancji w organizmie Tysona (marihuany), jednak nie miało to już wpływu na karierę Gołoty, o której dalszym rozwoju – zwłaszcza po fatalnym stylu, jaki zaprezentował w walce z „Bestią”– nie mogło być de facto mowy… Wprawdzie Gołota nie zrezygnował definitywnie z boksowania, walczył później z różnym skutkiem ze słabszymi rywalami, ale do najlepszego swojego okresu nie nawiązał już nigdy.
Data: 2015-02-04 godz. 09:07
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl