Reprezentacja Polski na Mistrzostwach Świata - część 3

fot. Wikimedia Commons/Bundesarchiv, Bild 183-N0619-0038 / CC-BY-SA

Po wielu latach starań wreszcie się udało, reprezentacja Polski znalazła się wśród 16. najlepszych drużyn na świecie.

Pierwszy raz od pamiętnego mundialu we Francji, przed wojną w 1938 roku, po 36 latach przerwy. Stało się to w niezwykle dramatycznych okolicznościach, po meczach pełnych emocji i wspaniałej sportowej walki. W eliminacjach los przydzielił nam drużyny brytyjskie: Anglię i Walię. Od samego początku było wiadomo, że nie będzie łatwo… Zaczęło się niezbyt optymistycznie, porażką na wyjeździe z Walią 0:2 w Cardiff. Na początku czerwca 1973 roku, tradycyjnie w Chorzowie na Stadionie Śląskim stoczyliśmy wspaniały bój z Anglikami. Wygraliśmy 2:0, ale niestety bardzo poważnej kontuzji doznał w tym spotkaniu Włodzimierz Lubański. Jak się później okazało uraz był na tyle poważny, że wykluczył naszego wspaniałego napastnika z gry na Mistrzostwach Świata rok później. Powstała naturalna obawa kto będzie w stanie zastąpić świetnego, bramkostrzelnego napastnika. Jak się później okaże obawy te były bezpodstawne. We wrześniu tego samego roku udało nam się zrewanżować Walijczykom wygrywając gładko 3:0 u siebie. Ostatnim spotkaniem w naszej grupie był pamiętny, historyczny wręcz mecz w Londynie przeciwko Anglikom rozegrany 17 października 1973 roku. Przed grą w angielskiej prasie można było przeczytać wiele niezbyt pochlebnych opinii dotyczących naszych piłkarzy. Po meczu angielscy dziennikarze musieli radykalnie zweryfikować swoje sądy. Okazało się bowiem, że po niezwykle zaciętej i dramatycznej walce, w której Jan Tomaszewski w bramce bronił niczym w transie, a Jan Domarski strzelił dość szczęśliwie bramkę Shiltonowi udało nam się uzyskać zwycięski remis 1:1, który w ostatecznym rozrachunku premiował nasz zespół do niemieckiego czempionatu. Wspomniany Tomaszewski został po meczu okrzyknięty bohaterem spotkania i „człowiekiem który zatrzymał Anglię”. Cały nasz zespół z „clownów” przed meczem zamienił się w bohaterów narodowych! To spotkanie jest w naszej historii futbolu punktem zwrotnym i przełomowym. Zwycięski remis z Anglikami zapoczątkował największe sukcesy naszej drużyny narodowej w historii. Sukces osiągnięty w 1972 roku. na Olimpiadzie w Monachium gdzie wywalczyliśmy złoty medal był już jakimś pozytywnym sygnałem, ale trzeba sobie jasno powiedzieć, że wiele ekip narodowych wysłało tam jedynie drużyny amatorskie… W piłce nożnej znaczenie Igrzysk Olimpijskich jest mniejsze niż w innych grach zespołowych takich jak piłka siatkowa czy piłka ręczna. W futbolu zdecydowanie najważniejsze są Mistrzostwa Świata, w których pojawiliśmy się ponownie po 36 latach przerwy!

W RFN znaleźliśmy się w jednej grupie razem z Argentyną, Haiti i Włochami. Zmagania rozpoczęliśmy meczem z drużyną z Ameryki Południowej. Po pięknej walce wygraliśmy 3:2. Kolejny rywal okazał się outsiderem, a naszym napastnikom pozwolił się wykazać. Zwycięstwo 7:0, hat-trick Andrzeja Szarmacha (okazał się świetnym zmiennikiem Włodzimierza Lubańskiego) mówi sam za siebie. Ostatni mecz w grupie rozegraliśmy z Italią, która miała w tym momencie przysłowiowy „nóż na gardle”. Włosi aby awansować musieli przynajmniej zremisować, my mogliśmy pozwolić sobie nawet na porażkę. Polacy podeszli jednak do spotkania bardzo profesjonalnie i wygrali z Włochami 2:1 po przepięknych golach Andrzeja Szarmacha i Kazimierza Deyny. Te bramki do dziś robią niesamowite wrażenie i trudno stwierdzić która z nich jest ładniejsza.

W ten sposób znaleźliśmy się w II rundzie, w której ponownie grano w grupach (taki wówczas obowiązywał regulamin). Tym razem graliśmy razem ze Szwedami, Jugosłowianami oraz gospodarzem turnieju Republiką Federalną Niemiec. Zaczęliśmy od Szwedów wygrywając skromnie 1:0, po chyba najtrudniejszym pojedynku na tych mistrzostwach. W meczu ze Skandynawami błysnął Jan Tomaszewski broniąc rzut karny Tappera. Kolejny rywal – Jugosławia okazała się dla nas zbyt słaba i poległa 1:2. Na koniec przyszło nam stoczyć bój z gospodarzem turnieju. To spotkanie w ogóle nie powinno się odbyć… Fatalne warunki murawy, która została dosłownie zalana wodą po przejściu ogromnej ulewy przed grą uniemożliwiały normalną walkę. Austriacki sędzia Linemayr podjął jednak decyzję o grze i w ten sposób oba zespoły musiały się męczyć, bo trudno to nazwać normalną rywalizacją. Kwadrans przed końcem regulaminowego czasu niemiecki bombardier Gerd Muller strzelił w swoim stylu, z pola karnego decydującą bramkę. Na nic zdała się ponowna udana próba Jana Tomaszewskiego, który nieco wcześniej po raz drugi na tych mistrzostwach obronił rzut karny! Tym razem nie dał rady Hoeness. Nasz golkiper stał się tym samym jednym z trzech graczy w historii Mistrzostw Świata, którym udało się dwukrotnie podczas regulaminowej gry obronić „11” w trakcie mundialu. Historyczne osiągnięcie! Tomaszewski był pierwszym który tego dokonał. Kolejnymi bramkarzami byli Amerykanin Friedel i Hiszpan Casillas (tylko jemu udało się uczynić to na dwóch różnych mundialach).

W ten sposób przyszło nam zagrać o trzecie miejsce. Naszym rywalem była Brazylia, która cztery lata wcześniej zdobyła we wspaniałym stylu tytuł mistrzowski. Po strzale Grzegorza Laty kwadrans przed końcem spotkania wygraliśmy z Canarinhos 1:0 zostając 3. drużyną na świecie! Nasz świetny snajper został królem strzelców całych mistrzostw z 7. trafieniami na swoim koncie. Niewiele skromniejszym dorobkiem (5 bramek) mógł pochwalić się Andrzej Szarmach, o którym słusznie mówiono, że „wkładał głowę tam gdzie inni bali się włożyć nogę”. Właśnie ten środkowy napastnik okazał się znakomitym zmiennikiem Włodzimierza Lubańskiego, który rok wcześniej doznał bardzo przykrej kontuzji uniemożliwiającej występ na mundialu. Polska reprezentacja przez większość fachowców została okrzyknięta największą rewelacją turnieju, zespołem grającym najbardziej ofensywny, widowiskowy dla kibiców futbol. Świadczy o tym chociażby rekordowa ilość bramek – 16, które strzelili nasi piłkarze (najwięcej ze wszystkich drużyn uczestniczących w mistrzostwach). Poza tym miejsce w „11” gwiazd turnieju znalazło trzech naszych graczy – Kazimierz Deyna, Grzegorz Lato i Robert Gadocha. Pierwszy z nich był z pewnością jednym z najlepszych piłkarzy całego turnieju, prawdziwym reżyserem gry. O jego klasie świadczy chociażby 3. miejsce które uzyskał w dorocznym, najbardziej prestiżowym plebiscycie piłkarskim magazynu „France Football” dla najlepszych futbolistów Starego Kontynentu. O Lacie już wspominałem – wiadomo król strzelców, Robert Gadocha był natomiast najlepszym skrzydłowym mistrzostw. Należy jeszcze wspomnieć o Władysławie Żmudzie, który grając na bardzo odpowiedzialnej pozycji stopera został wybrany najlepszym młodym piłkarzem tego turnieju. To była prawdziwa konstelacja gwiazd, drużyna która wówczas mogła wygrać z każdym. Szkoda, że nie mogła sprawdzić się w normalnych warunkach z Republiką Federalną Niemiec… Pytanie co by było gdyby, pozostaje na zawsze otwarte.

Nie byłoby tego ogromnego sukcesu bez wspaniałego trenera, o którym trudno tutaj nie wspomnieć. Był nim oczywiście nieodżałowany Kazimierz Górski, który potrafił w sposób niezwykle prosty, ale i bardzo skuteczny przekonać naszych futbolistów do swoich założeń taktycznych, które były później znakomicie realizowane na murawie. Miał też niesamowite wyczucie o czym świadczy chociażby powierzenie z powodzeniem tak bardzo odpowiedzialnej roli stopera bardzo młodemu Władysławie Żmudzie. Należy również dodać, że nasz trener miał niebywałe szczęście. W jednym czasie spotkał na swojej drodze niesamowitą grupę wybitnie uzdolnionych i utalentowanych piłkarzy.

We wspomnianym już wcześniej plebiscycie „France Football” za rok 1974 w pierwszej 15. najlepszych graczy Starego Kontynentu znalazło się aż… 5 Polaków! Wspomniany już przeze mnie Kazimierz Deyna – miejsce 3., Grzegorz Lato – 6., Robert Gadocha – 8., Jan Tomaszewski – 13. i Jerzy Gorgoń – 15. To był wspaniały rok w historii polskiej piłki nożnej!
Data: 2015-03-07 godz. 09:37
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl