Czy wiesz, że: Legia ponownie bije się z Realem

fot. Wikimedia Commons/Special Olympics team Sam

W 1964 roku los zadrwił z koszykarskich „Legionistów”. Dwa lata po pamiętnym dwumeczu z „Królewskimi” warszawiacy ponownie zmierzyli się z madryckim dream teamem, również w ćwierćfinale Pucharu Europy…

Rywal był ten sam, ale jego potencjał sportowy znacznie większy. Wyprzedzając fakty, Real Madryt zmierzał po swój pierwszy tytuł w tych rozgrywkach, będący początkiem wspaniałej serii „Królewskich”. W ich składzie roiło się od gwiazd europejskiego formatu, reprezentantów Hiszpanii. Kibice koszykówki jednym tchem wymieniali nazwiska - Sevillana, Cortes, Sainz. Pierwsze spotkanie odbyło się w mieszczącej ledwie 3 tysiące widzów, wykonanej ze stali, Hali Gwardii. Popyt na bilety dwukrotnie przewyższał podaż. W dniu meczu, wczesnym rankiem, przed halą uformowała się długa na kilkaset metrów kolejka do kas. Bilety rozeszły się błyskawicznie. Sala pękała w szwach, a część kibiców stała przy samym parkiecie. Boisko w gwardyjskiej hali należało do dużych, dzięki czemu warszawiacy mogli zaprezentować swoją najmocniejszą stronę  – szybką grę kontratakiem. 

„Legioniści” nie przestraszyli się utytułowanego rywala. Toczyli wyrównany pojedynek, ulegając Hiszpanom 90:102. Udowodnili, zresztą nie po raz pierwszy, że potrafią być groźni dla najlepszych w Europie. Najlepiej punktującym zawodnikiem w drużynie gospodarzy było „cudowne dziecko Warszawy”, czyli Andrzej Pstrokoński, zdobywca 23 „oczek”. Po sześć mniej dorzucili Wichowski i Suski.

Rewanż miał być formalnością w wykonaniu „Królewskich”. Kibice spodziewali się łatwego i co ważne wysokiego zwycięstwa we własnej hali. Tymczasem świetnie dysponowani koszykarze Legii nie zamierzali przejść obok meczu. Od pierwszego gwizdka zaskoczyli Real. Grali szybko i pomysłowo, imponowali skutecznością. Do przerwy przegrywali jedynie pięcioma punktami. W drugiej odsłonie utrzymywali niewielką stratę do gospodarzy. Po końcowej syrenie tablica wskazywała wynik 92:86 dla Realu. Znów najlepszym strzelcem „Zielonych Kanonierów” był Pstrokoński – z  18 punktami. Tyle samo oczek uzyskał Leszek Arent.

Dobra postawa Pstrokońskiego nie umknęła uwadze ekspertów. Kilka tygodni później popularny „Pstroka” oraz Wichowski zostali wybrani do drużyny gwiazd Europy na mecz towarzyski z... Realem Madryt. Zwycięstwo 91:87 nad „Królewskimi” było w dużej mierze zasługą Polaków.
Data: 2016-12-09 godz. 13:46
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl