Wojciech Fortuna i jego "Skok do piekła"
Przez ponad 30 lat był jedynym Polakiem, któremu udało się wywalczyć złoto na zimowych igrzyskach olimpijskich. Zwycięstwo w Sapporo okazało się jednak dla Wojciecha Fortuny nie furtką do wielkiej kariery, a początkiem końca. O drodze przez prawdziwe piekło polski skoczek szczerze opowiada w biografii napisanej przez Leszka Błażyńskiego.

Książkę rozpoczyna opis wizyty mistrza olimpijskiego w ośrodku Monaru, w którym Fortuna opowiadał o swoim uzależnieniu od alkoholu i przekonywał, że z nałogiem można skutecznie walczyć. Kiedy zagłębiałem się w pierwsze strony, od razu przypomniała mi się autobiografia Andrzeja Iwana – „Spalony”, która zaczyna się podobnie. Obaj sportowcy mają zresztą ze sobą wiele wspólnego, więc nie dziwi, że pozycje im poświęcone momentami dotyczą tych samych tematów. Ale zostawmy na razie porównywanie obu książek. Po wprowadzeniu autor biografii serwuje czytelnikom pierwszy rozdział dotyczący hucznego powitania w Polsce świeżo upieczonego zwycięzcy konkursu w Sapporo. Fortunę witało w Zakopanem 20 tysięcy kibiców, a sam skoczek odtąd stał się bohaterem narodowym. Właśnie to miano ostatecznie doprowadziło go do upadku, gdyż każdy chciał spotkać się z mistrzem olimpijskim, uścisnąć mu dłoń, a nierzadko także wychylić kilka kielichów. Dość powiedzieć, że po historycznym sukcesie Wojciech Fortuna zaliczył tournée po całym kraju, opowiadając w różnych częściach Polski o legendarnym już wyczynie. Czy niespełna 19-letni sportowiec mógł samo poradzić sobie z takim zainteresowaniem?

Wywalczenie złotego medalu na igrzyskach to oczywiście najważniejsze wydarzenie w życiu zakopiańskiego skoczka, a co za tym idzie, punkt kulminacyjny książki. Leszek Błażyński poświęca mu pierwszy rozdział, a później wraca do początków. Opisuje dzieciństwo Wojciecha Fortuny, podkreślając, że od najmłodszych lat sprawiał problemy rodzicom i wychowawcom. Autor poprzez wspomnienia bohatera biografii przytacza różne anegdoty związane z tym okresem życia późniejszego mistrza olimpijskiego. Można więc dowiedzieć się, że młody Wojtek wraz ze swoim nieodłącznym towarzyszem Królem Łęgowskim wpadł kiedyś na pomysł wyrzucenia szkolnego dziennika do szamba, a innym razem wspólnie z kolegą postanowili dopisać nauczycielowi w jego dowodzie… dwójkę dzieci. Podobnych historii jest w książce jeszcze kilka, ale opisowi dzieciństwa Fortuny Błażyński nie poświęca przesadnie wiele miejsca. Właściwie wszystko, co zostało przedstawione w pozycji „Skok do piekła” kręci się do pewnego momentu wokół skoków narciarskich, gdyż właśnie ta dyscyplina od najmłodszych lat stała się wielką pasją złotego medalisty z Sapporo.

Warto jednak zaznaczyć, że napisana przez dziennikarza „Przeglądu Sportowego” biografia nie jest wyłącznie dziełem poświęconym Wojciechowi Fortunie. Czytelnik z książki dowie się wiele o historii skoków narciarskich, a także polskiej rzeczywistości lat 70. i 80. W „Skoku do piekła” można znaleźć kilka ogólnych rozdziałów, dotyczących m.in. najtragiczniejszych wypadków na skoczniach czy stosowania przez enerdowskich zawodników środków dopingujących, do czego po latach przyznał się Hans-Georg Aschenbach. Fragmentów traktujących o innych skoczkach bądź ujawniających kulisy skoków narciarskich jest zresztą w książce znacznie więcej. To mocno uatrakcyjnia lekturę, podobnie jak wypowiedzi samych sportowców, do których dotarł autor. W* Steiner, Franciszek Gąsienica Groń czy Piotr Wala opowiadają bardzo ciekawie, przytaczając wiele anegdot. Szwajcarski skoczek mówi na przykład, że po zdobyciu srebrnego medalu w konkursie, w którym triumfował Fortuna (Steiner przegrał o 0,1 pkt), jego życie zbytnio się nie zmieniło – dalej uczył się fachu rzeźbiarza, a nawet… sprzątał w zakładzie toaletę. To właśnie „smaczki”, które pozytywnie wpływają na odbiór książki.

W ogóle trzeba przyznać, że „Skok do piekła” czyta się z dużym zainteresowaniem. W biografii brak nudnych fragmentów, a krótkie rozdziały sprawiają, że wręcz „połyka się” kolejne strony. Niezwykle interesujące są także peerelowskie realia, które zostały ujęte w książce. Z jednej strony autor przedstawia wpływ władz na sport Polski Ludowej, pisząc chociażby o tym, że podczas zawodów w NRD Wojciech Fortuna musiał wracać do kraju już po pierwszym konkursie, gdyż chciał się z nim spotkać Edward Gierek. I Sekretarza KC PZPR nie obchodziło to, że skoczka czekał kolejny konkurs. Wykorzystywanie sportu i sportowców w celach propagandowych bardzo dobrze obrazuje także przebieg mistrzostw Polski w 1972 roku. Władze nie rozważały innej możliwości niż zwycięstwo bohatera narodowego z Sapporo, więc w zawodach triumfował Fortuna, choć wielu do dziś twierdzi, że wcale nie skakał wtedy najdalej. Podczas lektury biografii napisanej przez Błażyńskiego czytelnik co rusz natrafia na równie interesujące wątki, które czynią z pozycji „Skok do piekła” fascynującą lekturę, przynajmniej dla kogoś lubiącego czytać o niezwykle „barwnych” latach PRL-u. 

W książce bardzo dokładnie opisany został też proces przemycania przez sportowców towarów za granicę podczas wyjazdów na zawody. Fortuna oraz inni zawodnicy z dawnych lat (m.in. Apoloniusz Tajner) opowiadają, co i gdzie opłacało się wywozić (przeważnie wódkę i kryształy) i jakie dobra otrzymywało się w zamian w określonym kraju. Sportowcy, dla których takie działanie było formą dodatkowego zarobku, mówią w „Skoku do piekła” o zabawnych lub pełnych napięcia sytuacjach związanych z tą „działalnością”. Fortuna wspomina na przykład, że podczas wyjazdów do Czechosłowacji zabrał ze sobą mnóstwo zimowych czapek, które sprzedawał miejscowym. Jeden z działaczy był zdziwiony, skąd tylu Czechosłowaków chodziło podczas zawodów w nakryciach głowy z biało-czerwonym paskiem. Z kolei innym razem bohater książki przemycał z ZSRR sporą ilość złota. Przed dokładną kontrolą uratował go wtedy… posążek Feliksa Dzierżyńskiego, który odwrócił uwagę celnika.

Jest więc ciekawie, jeśli chodzi o okres kariery Wojciecha Fortuny, ale w nie mniej interesujący sposób zostało przedstawione to, co działo się po odłożeniu przez skoczka nart. Mistrz olimpijski przygodę ze skokami zakończył w wieku zaledwie 24 lat, a pieniędzy nie miał zbyt wiele, więc musiał zajęć się czymś, co pozwoliłoby mu przeżyć. Parał się różnych zajęć – był taksówkarzem, handlował dewizami, złotem, zegarkami i skupował walutę, co było działalnością dochodową, ale w czasach PRL-u nielegalną. Wyjeżdżał także do Stanów Zjednoczonych, gdzie został sprzątaczem, a później prowadził bardzo dobrze prosperującą firmę malarską. Ostatecznie wrócił do Polski i przeniósł się na Podlasie, gdzie mieszka do dziś. O tym wszystkim Wojciech Fortuna opowiada w biografii, a w tle tych wydarzeń przewija się wątek uzależnienia alkoholowego, które swoje źródło miało zaraz po zwycięstwie w Sapporo. Było ono przyczyną wielu kłopotów mistrza olimpijskiego z odsiadką w więzieniu na czele. Książka kończy się jednak zdecydowanie pozytywnie, gdyż Fortuna wygrał z nałogiem, wrócił do normalnego życia, a niedawno podjął walkę z otyłością.
Data: 2014-04-29 godz. 08:09
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl