Dlaczego Gołota przegrywał "wygrane" walki?

2015-02-04, 09:07   A A A   drukuj   Krzysztof Szujecki

fot. Wikimedia Commons/matt borowick
O tym dlaczego Andrzej Gołota przegrywał swoje walki – pisze historyk sportu Krzysztof Szujecki.

Urodzony w 1968 roku Andrzej Gołota był wielką nadzieją polskiego boku na światowe sukcesy w kategorii ciężkiej. Najpierw jako amator, na igrzyskach w Seulu, i rok później na mistrzostwach Europy w Atenach zdobył brązowe medale, później, od początku 1992 roku, błyszczał na ringu zawodowym w USA. W historii przede wszystkim zapisały się jego dwie walki stoczone w 1996 roku z Riddickiem Bowe’em, uznawanym wtedy za najlepszego na świecie boksera w kategorii ciężkiej. Przedtem dwóch przeciwników pokonał przez nokaut: Samsona Po’uhę z Tonga oraz Danella Nicholsona z USA. Andrzej Gołota znajdował się wtedy w znakomitej formie, często mówiono nawet, że jest jedynym białym pięściarzem, który może zwyciężać z najlepszymi bokserami czarnoskórymi i zdobyć pas mistrzowski. 

W obu pojedynkach z Bowe’em Polak wyraźnie dominował, miał przewagę w ocenach sędziów i ogromne szanse na wygraną, ale za każdym razem schodził z ringu pokonany. Powodem nie były jednak powalające ciosy pogromcy Evandera Holyfielda z 1992 roku, lecz uderzenia Gołoty zadane… poniżej pasa. Zawiodło niestety to, co wytrenować najtrudniej i co jest zmorą wielu sportowców, także tych najbardziej uzdolnionych, a mianowicie psychika. Dyskwalifikacja Polaka po pierwszej z walk, która odbyła się 11 lipca 1996 roku, wywołała wściekłość widzów zgromadzonych w Madison Square Garden; wywiązała się ogromna bójka, wiele osób, w tym Gołota, doznało obrażeń. Po tych wydarzeniach przepisy dotyczące bezpieczeństwa na bokserskich galach zostały znacznie zaostrzone.

Jak wspominał główny trener Andrzeja Gołoty, 74-letni wówczas Lou Duva, nowojorczyk, który także był ranny w tej awanturze i został wyniesiony z hali na noszach: „Z Bow’em Andrew [Andrzej Gołota – przyp. autora] wygrywał, bił go, jak chciał. Nagle uderzył poniżej pasa, potem drugi raz. Mówiłem mu w narożniku «słuchaj, jeszcze raz i cię zdyskwalifikują». On odpowiadał «tak, tak, nie martw się» .Wyszedł do ringu i bum. Po pierwszym pojedynku byłem zły, bo Andrew stracił szansę na walkę o tytuł. W drugiej walce znowu został zdyskwalifikowany za ciosy poniżej pasa. A przecież mieliśmy specjalne metody treningowe, by tego nie robił. Pracowaliśmy nad jego psychiką. Nakłaniałem Polaków, których znałem, w tym jego żonę, by mu powtarzali, że może być mistrzem, zarobić górę pieniędzy i do końca życia nie dbać o nic więcej. Andrew powtarzał: «masz rację» i robił swoje”. (90 lat polskiego sportu, pr. zbiorowa, Warszawa 2011…, s. 98)

A oto jak komentował najlepsze, choć formalnie przegrane, walki w zawodowej karierze Gołoty, Roger Bloodworth, drugi trener polskiego boksera: „Pierwsza walka z Bow’em była najlepsza w karierze Gołoty. Zgoda, że w drugiej obił Riddicka bardziej, ale w tej pierwszej… Andrew robił z nim, co chciał. Zamieszki? Szaleństwo. Kiedy zadyma się zaczęła, wskoczyłem do ringu, zęby wydostać stamtąd Andrew. I nie mogłem go znaleźć. Dopiero potem, na zdjęciach w gazecie zobaczyłem, że stałem tuż obok niego. Andrew dostał w głowę walkie-talkie. Kiedy dotarliśmy do szatni, lekarz powiedział, że musi mu zszyć głowę, ale w szpitalu, bo nie ma przy sobie znieczulenia. Andrew popatrzył na niego i powiedział: «niech pan szyje teraz»”(90 lat…, s. 98)

Mimo tych porażek, w październiku 1997 roku, Gołota stanął przed szansą zdobycia tytułu mistrza świata w jednej z najbardziej prestiżowych organizacji bokserskich – WBC. Walka wieczoru nie trwała jednak długo. Jego przeciwnikiem był mistrz świata WBC, znakomity Brytyjczyk Lennox Lewis, który znokautował naszego boksera już w pierwszej rundzie. 

Później nastąpiła seria kilku zwycięstw Andrzeja Gołoty, między innymi w pierwszej zawodowej walce, jaką stoczył w Polsce, z amerykańskim bokserem Timem Witherspoonem, byłym mistrzem WBA i WBC. Pojedynek ten odbył się w 1998 roku we Wrocławiu. Wygrana umożliwiła Polakowi zmierzenie się w kolejnym roku z Michaelem Grantem. Mimo, że Gołota w pierwszej rundzie dwukrotnie położył Amerykanina na deski, a później prowadził na punkty, nie wyszedł ostatecznie z tej walki zwycięsko. Po nockdownie w 10 rundzie zrezygnował z kontynuowania pojedynku. 

W 2000 roku w Detroit Gołota zmierzył się ze słynnym Mikiem Tysonem, ps. „Bestia”, który już w wieku zaledwie 21 lat został uznany za najlepszego na świecie pięściarza wszystkich federacji. Walka ta nie trwała wiele dłużej od stoczonej trzy lata wcześniej z Lewisem i niestety miała podobny przebieg. Polak już w pierwszej rundzie był liczony, a w przerwie między drugą a trzecią odmówił kontynuowania walki i opuścił ring. Co prawda pojedynek ten został wkrótce unieważniony z powodu wykrycia zabronionych substancji w organizmie Tysona (marihuany), jednak nie miało to już wpływu na karierę Gołoty, o której dalszym rozwoju – zwłaszcza po fatalnym stylu, jaki zaprezentował w walce z „Bestią”– nie mogło być de facto mowy… Wprawdzie Gołota nie zrezygnował definitywnie z boksowania, walczył później z różnym skutkiem ze słabszymi rywalami, ale do najlepszego swojego okresu nie nawiązał już nigdy.
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.