Notatka z życia: Kusy

2013-01-17, 06:45   A A A   drukuj   Piotr Stokłosa

28 marca 1940 roku, okupowana Warszawa. Janusz Kusociński wraca z pracy. Około godziny 19:00 znajduje się pod swoim mieszkaniem na ulicy Noakowskiego. Nagle zostaje zaatakowany przez dwóch gestapowców w cywilu, którzy wybiegają z bramy jego domu. Mężczyźni kują go i odprowadzają do stojącej niedaleko ciężarówki, a następnie odwożą na Pawiak.

Tak rozpoczęła się tragiczna historia, która swój finał miała 21 czerwca 1940 roku w Palmirach. Kusociński na Pawiaku był wielokrotnie przesłuchiwany i maltretowany, osadzony został w celi pod specjalnym nadzorem, z rękami i nogami skutymi kajdanami. Mimo ogromnego cierpienia, nie wydał nikogo z współpracowników. W czerwcu został wraz z innymi więźniami wywieziony na skraj Puszczy Kampinoskiej i tam, niedaleko wsi Palmiry, rozstrzelany. Gestapowcy zamordowali wtedy kwiat polskiej inteligencji, tracąc łącznie w tamtym miejscu ok. 1700 osób.

Żeby zrozumieć, dlaczego Janusz Kusociński został aresztowany, a następnie stracony, trzeba cofnąć się do wydarzeń września 1939 r. Po niemieckiej agresji na Polskę, warszawiacy bronili miasta przed wojskami III Rzeszy. Kusociński, mimo wojskowej kategorii „D", która została mu przyznana po kontuzji kolana, również stanął w obronie stolicy. Dostał się do pierwszego plutonu karabinów maszynowych 2 batalionu 360 Pułku Piechoty i zasłynął tam ze swoich umiejętności mobilizacyjnych. Mimo że miał zaledwie stopień kaprala, pozostali walczący, wiedząc o sportowej przeszłości Kusocińskiego, byli w niego mocno wpatrzeni. To sprawiło, że w plutonie, w którym był mistrz olimpijski z Los Angeles, panowała wyjątkowa atmosfera. Kiedy wiadomo już było, że obrońcy Warszawy nie mogą liczyć na żadne wsparcie, Kusociński nie załamał się. Podczas walk na Powsińskiej wykazał się niesamowitą ambicją i zaangażowaniem. Dopiero kiedy został raniony i nie mógł już poruszać się o własnych siłach, trafił do szpitala. Tam, w obawie przed rozpoznaniem przez Niemców i widmem niewoli, poprosił pielęgniarkę Zofię Biernacką o możliwość przeniesienia się do jej mieszkania. Było to jeszcze przed ostatecznym szturmem Niemców. Kobieta, mimo wielu wątpliwości zgodziła się i z czasem nie żałowała swojej decyzji. Kusociński był bardzo samodzielny, troszcząc się nawet o mieszkanie w czasie nieobecności właścicielki, która spędzała całe dnie w szpitalu. 20 października przeszedł operację i po dziesięciu dniach wrócił do swojego domu. Za swoją postawę podczas obrony Warszawy został odznaczony Krzyżem Walecznych.

Kiedy tylko Kusociński wrócił do pełni sił, postanowił wstąpić do którejś z podziemnych organizacji. Był przekonany o tym, że Polska wygra wojnę, musi tylko dobrze się zorganizować. Trafił w listopadzie 1939 r. do Organizacji Wojskowej „Wilki", która zrzeszała liczne grono sportowców, chcących walczyć z niemieckim okupantem. Mimo obaw związanych z popularnością Kusocińskiego, która musiała sprawić, że prędzej czy później zainteresuje się nim gestapo i policja, władze „Wilków" powierzyły mu komórkę wywiadu przy Komendzie Okręgu OWW. Stwierdzono, że bardzo przydatna w uzyskiwaniu informacji niezbędnych do działania organizacji będzie gospoda „Pod Kogutem", którą w pierwszych dniach wojny założyli warszawscy sportowcy, między innymi Kusociński. Pojawiało się w niej sporo Niemców, także żołnierzy, którzy mogli stanowić źródła istotnych informacji. „Kusy", obejmując stanowisko kierownika komórki wywiadowczej przyjął pseudonim „Prawdzic".

W swojej pracy wsławił się pożyteczną działalnością, dotyczącą chociażby ujawnienia ogromnego donosicielstwa, która w tamtym czasie miało miejsce. Był przy tym niezwykle odważny i brawurowy, często wychodząc obronną ręką z groźnych spotkań czy sytuacji. Podkradał niemieckim żołnierzom amunicję z broni, którą zostawiali w szatni kawiarni „Pod kogutem", kiedy do niej przychodzili. Obok odwagi, Kusocińskiego w jego podziemnej działalności charakteryzowała też nieostrożność – potrafił przykładowo czytać podziemne publikacje siedząc w barze na wprost drzwi. W opiniach dotyczących podziemnej działalności „Kusego" dominują właśnie dwa określenia – odwaga, ale też nieostrożność, brawura.

Nie one były jednak przyczyną zatrzymania Kusocińskiego. Sprawcą aresztowania był Szymon Wiktorowicz – krupier w kasynie gry, agent gestapo i członek OW „Wilki", który przyczynił się do rozpracowania wielu podziemnych członków polskich organizacji podziemnych. Kiedy dowiedziano się o jego podwójnej działalności, wydano na niego wyrok śmierci. Został on wykonany 22 maja 1943 r. Późno, gdyż dopiero w grudniu 1941 r. pojawiła się informacja o agenturalnej działalności Wiktorowicza. Pierwsze dwie próby zabójstwa agenta zakończyły się niepowodzeniem, co zwiększyło jego czujność. Ostatecznie jednak w maju udało się zastrzelić mężczyznę, który przyczynił się do śmierci wielu osób podziemia.

Janusz Kusociński urodził się 15 stycznia 1907 r. w Warszawie. Przygodę ze sportem rozpoczął od piłki nożnej, ale w klubie RTS Sarmata spróbował biegania i ostatecznie postawił na karierę lekkoatletyczną. Największym sportowym sukcesem „Kusego" było złoto olimpijskie z Los Angeles wywalczone w 1932 r. w biegu na 10 000 m. W tym wyścigu Kusociński ustanowił też rekord olimpijski. Na swoim koncie biegacz ma również 10 tytułów mistrza Polski, 25 rekordów kraju oraz srebrny medal mistrzostw Europy z Turynu (1934 r.), zdobyty w biegu na 5000 m. Janusz Kusociński to także dwukrotny rekordzista świata na dystansach - 3000 m i 4 mile. Oba rekordy ustanowił w 1932 r. Jego osiągnięcia byłyby znacznie bogatsze, gdyby nie kontuzja kolana, która wykluczyła go ze startów na dwa lata, a także wojna, która brutalnie przerwała nadzieje sportowca na dalsze sukcesy po powrocie do pełni zdrowia. Historię tego wielkiego sportowca i człowieka dokładnie opisuje Bogdan Tuszyński w książkach „Ostatnie okrążenie `Kusego`" (Sport i Turystyka, 1990 r.) i „Kusy" (Polskie Wydawnictwo Sportowe „Sprint", 2000).

 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.