Peerelowski sport we Wrocławiu

2014-06-17, 07:57   A A A   drukuj   Piotr Stokłosa
Choć książka „Wrocław, sport, PRL” swoją tematyka ograniczona została wyłącznie do jednego miasta, jest to pozycja skierowana do każdego kibica, także nie mającego nic wspólnego ze stolicą Dolnego Śląska. Dzieło Sławomira Szymańskiego to zbiór świetnych reportaży o życiu i osiągnięciach wrocławskich sportowców w okresie PRL-u, a także pasjonująca i pełna anegdot opowieść o jakże specyficznych czasach.

„Wrocław, sport, PRL” jest jak dobry film. Rozkręca się powoli, ale kiedy już wciągnie, to trudno się od niej oderwać. Czytając wstęp, będący właściwie streszczeniem sportowych osiągnięć Wrocławia w okresie PRL-u, myślałem sobie: „No dobrze, czyta się nieźle, ale jak na razie książka bez rewelacji”. Byłem przekonany, że moje oczekiwania były zbyt duże. Moje postrzeganie publikacji Szymańskiego dosyć szybko diametralnie zmienił jednak rozdział zatytułowany „Inwestycje”. Nie boję się tego napisać – absolutnie genialny, który z powodzeniem mógłby znaleźć się w jakiejś gazecie traktującej o absurdach PRL-u. Dawno nie uśmiałem się tak, jak podczas czytania tej części książki. Mimo że rozdział liczy zaledwie kilkanaście stron, zabawnych sytuacji zostało przedstawionych tam aż nadto. Autor pisze na przykład, że we Wrocławiu po wielu latach i trudnościach zbudowano w końcu basen. Wybudowano go koło elektrociepłowni, żeby ta podgrzewała w nim wodę. Okazało się jednak, że obiekt nie nadawał się do użytku, gdyż… sadza z kominów elektrociepłowni zasypywała basen! Oczywiście poradzono sobie z tym problemem, zimą tworząc nad basenem kopułę, która chroniła wodę przez zanieczyszczeniami, ale wtedy pojawił się inny kłopot – było za ciemno, żeby grać w piłkę wodną! Esencja PRL-u, Bareja wiecznie żywy.

Czego ciekawego można dowiedzieć się z książki „Wrocław, sport, PRL”? Jest wiele historii godnych zapamiętania. W jednym miejscu czytelnik zapoznaje się z tym, jak wyglądały treningi koszykarek Ślęzy Wrocław w Hali Ludowej. Nie było tam ogrzewania, więc koszykarki trenowały… w strojach, ortalionach, czapkach i rękawiczkach. Przynajmniej do momentu, w którym odpowiednio się nie rozgrzały. W innym miejscu czytający dzięki wspomnieniom Ryszarda Szurkowskiego może z kolei dowiedzieć się, że zwycięstwo w jednym z międzynarodowych wyścigów odebrali naszemu kolarzowi… polski sędzia i Michaił Gorbaczow! Późniejszy przywódca ZSRR był bowiem w młodości opiekunem kolarskiej drużyny radzieckiej, która po jednym z wyścigów zgłosiła protest. Przychylił się do niego polski arbiter i Szurkowski został zdyskwalifikowany. Podobnych „smaczków” jest w książce całe mnóstwo, co niesamowicie ubarwia opisywane historie, a jednocześnie ujawnia prawdę o tym, jak wyglądał sport w czasach PRL-u.

Pozycja napisana przez Sławomira Szymańskiego to idealny przykład na to, że o historii sportu można pisać barwnie i interesująco. Oprócz wysokiej wartości merytorycznej dzieła wrocławskiego historyka i publicysty, warto zwrócić uwagę na atrakcyjną formę książki. Wzbogacają ją liczne zdjęcia pochodzące z prywatnych archiwów sportowców czy muzeów, a także afisze i plakaty zapowiadające opisywane wydarzenia oraz skany archiwalnych artykułów prasowych. Wszystko to składa się na sukces publikacji „Wrocław, sport, PRL” i sprawia, że dzieło Szymańskiego to jedna z najlepszych sportowych książek, które ukazały się w Polsce w ostatnim czasie. Stawianie jej w jednym rzędzie z publikacjami takimi jak „Wielki Widzew” i „Srebrni chłopcy Zagórskiego” na pewno nie jest wyróżnieniem przyznanym na wyrost, o czym przekona się każdy, kto sięgnie po tę lekturę.
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.