Profesjonalny amator

2014-05-12, 08:36   A A A   drukuj   Zbigniew Foltyniak

fot. morguefile.com/Penywise
Kiedy w 1894 roku w paryskiej Sorbonie baron Pierre de Coubertin wskrzesił ideę Igrzysk Olimpijskich, jednym z filarów ich nowożytnej wersji uczynił bezwzględne amatorstwo sportowców w nich uczestniczących.

Każdy zawodnik, który chciał startować w Olimpiadzie nie miał prawa nie tylko do gratyfikacji pieniężnych, czy materialnych otrzymywanych z tytułu uprawiania przez nich sportu, ale również nie miał prawa startować w zawodach razem z zawodowcami. Dopiero kiedy w 1925 roku Coubertien został odsunięty od prowadzenia MKOL, przepisy zostały trochę złagodzone – sportowiec miał m.in. prawo do zwrotu utraconych zarobków z tytułu wykonywanej pracy, kiedy brał zwolnienia w dni w których uczestniczył w zawodach – ale do tego czasu doszło do wielu kuriozalnych z dzisiejszego punktu widzenia sytuacji, kiedy to zabraniano udziału w Igrzyskach nauczycielom wychowania fizycznego, albo instruktorom narciarstwa.

Doszło też do jednego, wręcz dramatycznego zdarzenia w 1913 roku, kiedy to odebrano dwa złote medale Amerykanowi indiańskiego pochodzenia Jamesowi Thorpeowi, zdobyte w pięcioboju i dziesięcioboju na Igrzyskach w 1912 roku w Sztokholmie. Za to, że ten kilka lat wcześniej grał w meczach baseballowych, za które inkasował po kilkanaście dolarów, które pozwalały mu ledwie na przeżycie. Kiedy w 1953 r. umierał, na łożu śmierci miał powiedzieć „oddajcie mi moje medale”. Dopiero w 1983 roku MKOL zwrócił jego rodzinie repliki tych medali – oryginały zaginęły – jednocześnie go rehabilitując.

Co kierowało baronem Coubertinem, że nałożył na sportowców tak drakońskie prawa? Czy wziął je z czasów antycznych?

Starożytni Grecy nawet nie wiedzieli kto to amator; gdyby im powiedzieć, że mają uprawiać sport dla samego sportu, najpewniej wzruszyliby ramionami i…poszli trenować.

Już w „Iliadzie” Homera, powstałej w VIII wieku p.n.e. ( pomińmy kwestię homerowską) „biblii” Hellenów, w księdze XXIII poświęconej w całości igrzyskom pośmiertnym zorganizowanym na cześć pamięci Patroklesa przez jego przyjaciela Achillesa, wojownicy zabawiający się pod Troją w chwilach wolnych od walk współzawodnictwem w różnych dyscyplinach sportowych otrzymywali sowite nagrody. Na przykład pierwszy w wyścigu rydwanów dostał „brankę bez skazy robót kunsztownych mistrzynię i trójnóg dwuuszny, co miał dwadzieścia dwie miary”, a czwarty na termie (mecie) - dwa złote talenty. W VI wieku p.n.e. jeden talent miał wartość ok. 26 kilo czystego złota! W antycznej Grecji poza czterema Świętymi Igrzyskami Wieńczącymi – w Olimpii, Delfach, na Istmie i w Nemei – w których jedyną nagrodą dla zwycięzcy były wieńce, plus dożywotnie wyżywienie na koszt polis (miasto-państwo), którego obywatelem był szczęśliwiec, organizowano setki imprez pieniężnych. Ówczesną walutą sportowców były amfory napełnione świętą dla Greków oliwą. Standardowa amfora panatenajska (ateńska) mieściła ok. 39 litrów; za litr płacono 5 dolarów (wszystkie wartości podaję po ich szacunkowym przeliczeniu na współczesną walutę). Niby niewiele, ale rzecz w tym, że zwycięzca zawodów otrzymywał nawet i sto takich amfor. Oblicza się, że najbardziej utytułowany sportowiec starożytności - bokser i biegacz Teagenes z wyspy Tazos - przez całe sportowe życie zarobił ok. 44 400 000 dolarów!

Pojęcie „amator” zostało spopularyzowane w języku francuskim (w czasach Coubertina), a wzięło się z niepozornego łacińskiego czasownika „amo” (kocham); czyli „amator” to miłośnik czegoś (kogoś), który wykonuje jakieś zajęcie z miłości, a nie dla pieniędzy. Podobnie jest z „profesjonalistą”. Wyrażenie to pochodzi od łacińskiego rzeczownika „professio” czyli „zawód”. W nim też trudno doszukiwać się „pieniężnych” konotacji.

W 1960 roku, tygodniowa pensja zawodowego piłkarza w Anglii wynosiła maksymalnie 20. funtów, dzisiaj średnia tygodniówka w angielskiej ekstraklasie wynosi około 20., ale tysięcy – najlepsi dostają 200. i więcej. Czy to ich wina? Czy to oni sprzeniewierzyli się idei „czystego” sportu, idei która tak naprawdę nigdy nie obowiązywała? Czy mamy prawo potępiać sportowców za to tylko, że zarabiają wielkie pieniądze?

Malarz, który sprzedaje swoje obrazy, nie jest gorszym artystą, od tego, który za życia nie sprzedał żadnego płótna, bo nikt nie był nimi zainteresowany. Ktoś może powie - a Vincent van Gogh? - i się pomyli! Ten nie dość, że sprzedał jeden obraz, to jeszcze przez całe artystyczne życie miał sponsora w osobie swojego brata Theo, mógł więc „amatorsko” oddawać się swojej malarskiej pasji. Muzyk który sprzedaje setki tysięcy płyt nie jest mniej godnym szacunku muzykiem, od tego, który koncertuje tylko w klubach, bo swoimi autorskimi piskami i pojękiwaniami nie jest w stanie zainteresować większego audytorium. Maratończyk – wracając do sportu – zarabiający bieganiem, który przebiega 42 kilometry195 m. w dwie godziny, nie jest wart wzgardy porównując go do „amatora” który na przebiegnięcie tego dystansu potrzebuje pięciu godzin, a za linią mety rozgląda się za butlą z tlenem.

Jak widać pojęcie profesjonalny amator nie jest oksymoronem jak się na pierwszy rzut oka wydaje , ale rzeczywistością z którą należy się zgodzić. Tylko to co się naprawdę kocha, można robić dobrze i uczciwie. O ile nie mówimy np. o Lionelu Messim, który jak wiadomo ma kłopoty z uczciwym płaceniem podatków...

 

Komentarze

~U. ( 93.41.215.178 ) 2014-06-02 godz. 17:31

Jak miło dowiedzieć się czegoś nowego! I to w tak doskonałym stylu.

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.