Zamiatając warkoczem

2014-06-03, 07:59   A A A   drukuj   Piotr Stokłosa
Stosunkowo niewiele wspomnień sportowców przybiera charakter do bólu szczerych i bezkompromisowych książek. Do tego wąskiego grona zaliczyć można z pewnością pozycję „Zamiatanie warkoczem”, czyli autobiografię Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej, mistrzyni olimpijskiej z Melbourne w skoku w dal.

Wspomnienia tej wybitnej i utytułowanej sportsmenki ukazały się w 1994 roku nakładem Oficyny Ypsylon. Działo się to już kilkadziesiąt lat po tym, jak Duńska-Krzesińska święciła największe triumfy. W 1956 roku sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie, a cztery lata później w Rzymie w skoku w dal była druga. Dwa krążki przywiezione z igrzyska są najbardziej znaczącymi z jej osiągnięć i oczywiście opisu okoliczności ich zdobycia nie mogło zabraknąć w książce. Autorka w „Zamiataniu warkoczem” wspomina o swoim olimpijskim debiucie, który miał miejsce w 1952 roku w Helsinkach. Tam Polka zajęła 12. miejsce, a to ze względu na jej charakterystyczny… warkocz. Właśnie on podczas oddawania najdłuższej próby wysunął się spod koszulki i zostawił ślad na piasku, od którego sędziowie odmierzyli skok. Gdyby nie warkocz, który zresztą stał się po zawodach przedmiotem narodowej dyskusji, Duńska-Krzesińska sklasyfikowana byłaby wyżej i najprawdopodobniej już wtedy stanęłaby na podium igrzysk.

Każdy z olimpijskich startów polskiej zawodniczki wiązał się zresztą z ciekawą historią, o czym autorka przypomina w swojej biografii. W Melbourne w 1956 roku Duńskiej-Krzesińskiej udało się sięgnąć po złoto, mimo że startowała w za dużych kolcach, w dodatku męskich. Swoje idealnie dopasowane buty firmy Puma zostawiła na stadionie po jednym z treningów i już więcej ich nie zobaczyła. Cztery lata później w Rzymie Polka startowała już we własnym obuwiu, ale znowu nie opuszczał jej pech. Przed igrzyskami nabawiła się kontuzji stopy i większość kibiców nie wierzyła w to, że obroni tytuł mistrzyni olimpijskiej. Rzeczywiście tak się nie stało, ale srebrny medal, który wywalczyła Polka, był dużym sukcesem. Złoto było bardzo blisko, ale sięgnęła po nie Wera Krepkina z ZSRR, która najdalszy skok oddała po usłyszeniu porady od Duńskiej-Krzesińskiej. Polska zawodniczka przekonała koleżankę, że powinna wydłużyć rozbieg, co okazało się prawdziwie „złotą” radą.

Ciekawy opis okoliczności triumfów polskiej sportsmenki to jedna z największych zalet książki „Zamiatanie warkoczem”. Inną, równie istotną, jest fakt, że w swoich wspomnieniach autorka jest z czytelnikiem absolutnie szczera. Chyba to sprawiło, że na ukazanie się tej autobiografii Duńskiej-Krzesińskiej kibice musieli czekać długie lata. „Złota Ela”, jak nazywana była mistrzyni olimpijska z Melbourne, nigdy nie należała do sportowców pokornych. Zawsze miała własne zdanie i nie obawiała się go wygłaszać. Nie trzeba się domyślać, że przysparzało jej to wielu kłopotów. Duńska-Krzesińska często popadała w konflikty z działaczami sportowymi, nie poddawała się także zakazom kontaktów z obywatelami polskimi mieszkającymi poza granicami kraju. To wszystko sprawiało, że krnąbrna sportsmenka, mimo że bardzo utalentowana i utytułowana, nigdy nie stała się bohaterką PRL-u. Dobrze więc, że jej książka ukazała się w już wolnej Polsce, gdyż autorka mogła zawrzeć w niej wszystkie swoje przemyślenia, nie obawiając się cenzury, której niewątpliwe poddane zostałyby jej wspomnienia, gdyby zdecydowała się wydać je wcześniej.

Trzeba więc przyznać, że „Zamiatanie warkoczem” to jedna z ciekawszych i lepszych biografii polskich sportowców, które kiedykolwiek ukazały się w naszym kraju. Wielka szkoda, że wydana w 1994 roku pozycja liczy zaledwie 128 stron. O sportowych przygodach Elżbiety Duńśkiej-Krzesińskiej chciałoby się czytać bowiem znacznie dłużej. Krnąbrny charakter autorki został oddany w jej książce, dzięki czemu stanowi ona pasjonującą lekturę. Gdyby ktoś szukał biografii, w której pragnie znaleźć coś więcej niż tylko banalne stwierdzenia, śmiało może sięgać po wspomnienia „Złotej Eli”. Mogę obiecać, i potwierdzi to każdy, kto przeczyta jej książę, że nie będzie nudno. Szczera opowieść powinna spodobać się wszystkim kibicom – nie tylko tym, którzy wyczyny Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej pamiętają jeszcze ze stadionów lub przekazów medialnych. „Zamiatanie warkoczem”? Polecam przekonać się na własnej skórze, co kryje się pod tym jakże trafnym tytułem.
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.