Zamiatając warkoczem
Stosunkowo niewiele wspomnień sportowców przybiera charakter do bólu szczerych i bezkompromisowych książek. Do tego wąskiego grona zaliczyć można z pewnością pozycję „Zamiatanie warkoczem”, czyli autobiografię Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej, mistrzyni olimpijskiej z Melbourne w skoku w dal.

Wspomnienia tej wybitnej i utytułowanej sportsmenki ukazały się w 1994 roku nakładem Oficyny Ypsylon. Działo się to już kilkadziesiąt lat po tym, jak Duńska-Krzesińska święciła największe triumfy. W 1956 roku sięgnęła po mistrzostwo olimpijskie, a cztery lata później w Rzymie w skoku w dal była druga. Dwa krążki przywiezione z igrzyska są najbardziej znaczącymi z jej osiągnięć i oczywiście opisu okoliczności ich zdobycia nie mogło zabraknąć w książce. Autorka w „Zamiataniu warkoczem” wspomina o swoim olimpijskim debiucie, który miał miejsce w 1952 roku w Helsinkach. Tam Polka zajęła 12. miejsce, a to ze względu na jej charakterystyczny… warkocz. Właśnie on podczas oddawania najdłuższej próby wysunął się spod koszulki i zostawił ślad na piasku, od którego sędziowie odmierzyli skok. Gdyby nie warkocz, który zresztą stał się po zawodach przedmiotem narodowej dyskusji, Duńska-Krzesińska sklasyfikowana byłaby wyżej i najprawdopodobniej już wtedy stanęłaby na podium igrzysk.

Każdy z olimpijskich startów polskiej zawodniczki wiązał się zresztą z ciekawą historią, o czym autorka przypomina w swojej biografii. W Melbourne w 1956 roku Duńskiej-Krzesińskiej udało się sięgnąć po złoto, mimo że startowała w za dużych kolcach, w dodatku męskich. Swoje idealnie dopasowane buty firmy Puma zostawiła na stadionie po jednym z treningów i już więcej ich nie zobaczyła. Cztery lata później w Rzymie Polka startowała już we własnym obuwiu, ale znowu nie opuszczał jej pech. Przed igrzyskami nabawiła się kontuzji stopy i większość kibiców nie wierzyła w to, że obroni tytuł mistrzyni olimpijskiej. Rzeczywiście tak się nie stało, ale srebrny medal, który wywalczyła Polka, był dużym sukcesem. Złoto było bardzo blisko, ale sięgnęła po nie Wera Krepkina z ZSRR, która najdalszy skok oddała po usłyszeniu porady od Duńskiej-Krzesińskiej. Polska zawodniczka przekonała koleżankę, że powinna wydłużyć rozbieg, co okazało się prawdziwie „złotą” radą.

Ciekawy opis okoliczności triumfów polskiej sportsmenki to jedna z największych zalet książki „Zamiatanie warkoczem”. Inną, równie istotną, jest fakt, że w swoich wspomnieniach autorka jest z czytelnikiem absolutnie szczera. Chyba to sprawiło, że na ukazanie się tej autobiografii Duńskiej-Krzesińskiej kibice musieli czekać długie lata. „Złota Ela”, jak nazywana była mistrzyni olimpijska z Melbourne, nigdy nie należała do sportowców pokornych. Zawsze miała własne zdanie i nie obawiała się go wygłaszać. Nie trzeba się domyślać, że przysparzało jej to wielu kłopotów. Duńska-Krzesińska często popadała w konflikty z działaczami sportowymi, nie poddawała się także zakazom kontaktów z obywatelami polskimi mieszkającymi poza granicami kraju. To wszystko sprawiało, że krnąbrna sportsmenka, mimo że bardzo utalentowana i utytułowana, nigdy nie stała się bohaterką PRL-u. Dobrze więc, że jej książka ukazała się w już wolnej Polsce, gdyż autorka mogła zawrzeć w niej wszystkie swoje przemyślenia, nie obawiając się cenzury, której niewątpliwe poddane zostałyby jej wspomnienia, gdyby zdecydowała się wydać je wcześniej.

Trzeba więc przyznać, że „Zamiatanie warkoczem” to jedna z ciekawszych i lepszych biografii polskich sportowców, które kiedykolwiek ukazały się w naszym kraju. Wielka szkoda, że wydana w 1994 roku pozycja liczy zaledwie 128 stron. O sportowych przygodach Elżbiety Duńśkiej-Krzesińskiej chciałoby się czytać bowiem znacznie dłużej. Krnąbrny charakter autorki został oddany w jej książce, dzięki czemu stanowi ona pasjonującą lekturę. Gdyby ktoś szukał biografii, w której pragnie znaleźć coś więcej niż tylko banalne stwierdzenia, śmiało może sięgać po wspomnienia „Złotej Eli”. Mogę obiecać, i potwierdzi to każdy, kto przeczyta jej książę, że nie będzie nudno. Szczera opowieść powinna spodobać się wszystkim kibicom – nie tylko tym, którzy wyczyny Elżbiety Duńskiej-Krzesińskiej pamiętają jeszcze ze stadionów lub przekazów medialnych. „Zamiatanie warkoczem”? Polecam przekonać się na własnej skórze, co kryje się pod tym jakże trafnym tytułem.
Data: 2014-06-03 godz. 07:59
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl