Historia uczy: Justyna Kowalczyk nic już nie musi

fot. Wikimedia Commons/Che

To nie jest najlepszy sezon w wykonaniu Justyny Kowalczyk. Jak na razie Polka zajmuje w Pucharze Świata miejsca poza podium, a Tour de Ski nie rozpoczął się dla niej na tyle obiecująco, by można było liczyć na sukces. Warto jednak pamiętać, że Królowa Nart tak naprawdę nic już nie musi – w swojej dyscyplinie osiągnęła wszystko, co mogła, więc teraz może startować wyłącznie dla własnej przyjemności.

Oczywiście trudno uwierzyć w to, że miejsca poza pierwszą trójką nie są dla niezwykle ambitnej Kowalczyk rozczarowaniem, ale nie chodzi tutaj o jej wewnętrzną walkę, a nastawienie kibiców. Starty Polki powinniśmy oglądać ze świadomością, że tyle razy udowadniała już, na co ją stać, że teraz może robić, co tylko chce. Czas płynie nieubłaganie, a nasza biegaczka nie staje się młodsza. Za kilkanaście dni skończy 32 lata, a to dla sportowca wiek dosyć zaawansowany. Wprawdzie o trzy lata starsza Marit Bjoergen rozpoczęła ten sezon znakomicie i zdecydowanie prowadzi w klasyfikacji generalnej Pucharu Świata, a także zmierza po zwycięstwo w Tour de Ski, ale nie zmagała się ostatnio z takimi problemami jak Kowalczyk. 

Utrata dziecka, depresja, walka z bolącymi piszczelami… To wręcz cud, że pomimo takich problemów Polka wciąż znajduje się w czołówce światowych biegaczek, plasując się w pierwszej dziesiątce Pucharu Świata. Sportsmenka z Kasiny Wielkiej ma w swoim dorobku 
podwójne mistrzostwo olimpijskie i mistrzostwo świata, cztery zwycięstwa w Tour de Ski i tyle samo Kryształowych Kul. Jakby tego było mało, aż pięciokrotnie kibice wybierali ją najlepszą sportsmenką roku w Polsce w plebiscycie „Przeglądu Sportowego”, co jest rekordem. Justyna Kowalczyk jest biegaczką spełnioną, a bardziej niż jej miejsca poza podium, martwić powinien brak następczyń, które mogłyby kontynuować sukcesy Królowej Nart.

Ktoś powie, że skoro w swojej dyscyplinie zdobyła już absolutnie wszystko, powinna zakończyć karierę. Oczywiście niektórzy sportowcy wolą odchodzić w glorii zwycięzcy, ale jeśli Kowalczyk ma zamiar startować jeszcze przez kilka sezonów, można się wyłącznie z tego cieszyć. Co by się stało, gdyby Adam Małysz zakończył karierę po sezonach 2007/2008 lub 2008/2009, kiedy to zajmował, odpowiednio, 12. i 13. miejsce w klasyfikacji końcowej? Miał wtedy 31-32 lata i wielu twierdziło, że nigdy nie wróci do dawnej formy. Mimo tego Małysz nie zakończył kariery, a zwieńczył ją dwoma srebrnymi medalami olimpijskimi wywalczonymi w Vancouver, brązem mistrzostw świata z Oslo i trzecim miejscem w klasyfikacji Pucharu Świata w swoim ostatnim sezonie 2010/2011.

Jak więc widać, nie warto skreślać wielkich mistrzów, bo ogromny potencjał i doświadczenie, nawet mimo zaawansowanego jak na sportowca wieku, stanowią atut, który może pomóc w ważnych zwycięstwach. Kibice powinni się więc cieszyć, że Justyna Kowalczyk nadal startuje w zawodach i walczy o kolejne wygrane i medale. Zresztą to wszystko, co do tej pory zrobiła, zasługuje na ogromny szacunek i wiarę w to, że Królowa Nart ciągle potrafi wygrywać. Być może przyjdzie gorszy okres, być może, w przeciwieństwie do Małysza, nie uda jej się wywalczyć już żadnego cennego trofeum, ale dopóki ma siły i chęci, by dalej startować, dopóty powinnością każdego fana znad Wisły jest wiara i wsparcie w każdym momencie. Niewielu mamy tak wybitnych sportowców, więc należy im się wielki szacunek.
Data: 2015-01-06 godz. 09:38
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl