Sukces i głośna "afera dolarowa"

fot. Wikimedia Commons

Sezon 1969/1970 każdemu z wiernych sympatyków Legii kojarzy się przede wszystkim z udziałem piłkarzy w Pucharze Europy.

W pierwszej rundzie tych rozgrywek warszawska drużyna bez najmniejszych problemów zwyciężyła rumuński UT Arad, a następnie rozprawiła się z mistrzami Francji – zespołem St. Etienne (2:1 i 1:0). 

Grudniowe losowanie, które odbyło się w Zurychu, wyłoniło na rywala w rundzie wiosennej klub z Turcji. Był nim Galatasaray Stambuł, uznawany przez Polaków za niezbyt wymagający zespół, tym niemniej przystąpiono do tego dwumeczu z odpowiednią starannością. Jego bohaterem został niezwykle doświadczony, 36 już letni, Lucjan Brychczy, zdobywca trzech bramek dla legionistów. Dzięki postawie tego grającego w Legii od 1954 roku piłkarza, awansowała ona do grona czterech półfinalistów najważniejszego z europejskich pucharów!

Oprócz drużyny z Polski w półfinale zagrały: szkocki Celtic, angielski Leeds i holenderski Feyenoord, z którym przyszło się zmierzyć „wojskowym”. Jak mówił Lucjan Brychczy: „Feyenoord to bardzo silny zespół, który na wyjeździe nie tracił w zasadzie goli, a u siebie niemal zawsze wygrywał. Graliśmy z nimi na jedną bramkę, bo oni czyhali tylko na kontry. Mieliśmy dwie idealne sytuacje – jedną ja, z dziesięciu metrów, kiedy piłka stanęła w błocie. Drugą Jan Małkiewicz, gdy z pięciu metrów nie trafił z głowy”. (Gowarzewski, Legia najlepsza jest, s. 125.).

Pierwszy mecz, który wspominał Brychczy, rozegrano w Warszawie w obecności 30 000 widzów. Panowały fatalne warunki pogodowe: padał rzęsisty deszcz i było bardzo zimno. W tej aurze, na grząskim boisku, żadna z drużyn nie zdołała strzelić gola, ale wynik 0:0 korzystniejszy był oczywiście dla gości. Niepocieszeni przebiegiem meczu kibice Legii z zainteresowaniem jednak obserwowali nieznane dotąd w naszym kraju gadżety, z jakimi przyjechała do Polski kilkutysięczna grupa Holendrów – czapki, szaliki, trąbki czy flagi – by dopingować swoją drużynę. Rewanż w Rotterdamie skazywani na niepowodzenie legioniści przegrali nie strzelając niestety żadnego gola, 0:2, po bramkach – już kilka minut po pierwszym gwizdku sędziego – Wima van Hanegema oraz Austriaka Franza Hasila w 77. minucie, kiedy strzałem z dystansu pokonał bramkarza Legii Władysława Grotyńskiego. Ostatecznie okazać się miało, że „wojskowi” zostali wyeliminowani przez późniejszych triumfatorów Pucharu Europy w tamtym pamiętnym dla nas sezonie.

Dodać trzeba, iż nie bez wpływu na postawę stołecznej drużyny w tym spotkaniu mógł pozostawać fakt, że poprzedziła je głośna i szkodząca wizerunkowi Legii „afera dolarowa”. Otóż u bramkarza Grotyńskiego i napastnika Janusza Żmijewskiego kontrola celna na lotnisku Okęcie wykryła sporą jak na peerelowskie warunki sumę pieniędzy w dolarach. Zarzucono im próbę wywozu dewiz, co było wówczas zabronione. Ostatecznie wprawdzie zezwolono zawodnikom na wyjazd, ale drużynie towarzyszyć musiał prezes klubu, którym był uczestnik bitwy pod Lenino generał Zygmunt Huszcza, a po powrocie winowajcy zostali skazani wyrokami sądowymi, co właściwie załamało ich piłkarskie kariery.
Data: 2015-07-14 godz. 09:53
Pobrano ze strony: www.sportowahistoria.pl