Defekt roweru polskiego mistrza

2016-07-16, 10:06   A A A   drukuj   Michał Hasik

fot. Wikimedia Commons/Gustaw Adolf Schurl

Defekty roweru oraz spektakularne kraksy na stałe wpisały się w krajobraz wielkich imprez kolarskich. W przeszłości dopadały również polskich mistrzów sportu.

Impulsem do sięgnięcia po kartkę i długopis był czwartkowy etap kolarskiego Tour de France. Na kilometr przed metą doszło do kuriozalnej sytuacji. Jeden z zawodników – Australijczyk Richie Porte, wpadł na ostro hamujący przed nim skuter, którego kierowca cudem uniknął zderzenia z kibicem. Następny w kolejce był lider wyścigu Chris Froome, który „wylądował” na plecach Porte.  Jego rower nie nadawał się do jazdy, toteż dystans kilkuset metrów pod górę Brytyjczyk pokonał… truchtem. Całe zajście wywołało kolejną falę dyskusji na temat bezpieczeństwa kolarzy. Utrudniający jazdę kibice oraz wszechobecne samochody i skutery powodują, że zawodnicy narażeni są na spore niebezpieczeństwo. Kilkadziesiąt lat temu taka sytuacja nie miała prawa się wydarzyć. Kibice byli bardziej kulturalni, zaś kolarze mieli większość szosy dla siebie. Poważniejsze zagrożenie czaiło się po stronie wadliwego sprzętu oraz ograniczonych możliwości serwisowych w trakcie wyścigu.

Dramatyczne defekty zdarzały się również „Biało-Czerwonym”. Pierwszy głośny, udokumentowany przypadek miał miejsce w 1948 roku podczas premierowej edycji Wyścigu Pokoju. Przed V etapem największej (w Europie Środkowo-Wschodniej) imprezy kolarskiej dla amatorów liderem pozostawał Józef Kapiak, późniejszy wychowawca m.in. Stanisława Królaka. Niestety podczas jazdy przydarzyła mu się awaria sprzętu. Polak skorzystał z pomocy swojego kolegi z zespołu Teofila Sałygi, który oddał mu swój rower (była to wówczas jedyna dozwolona regulaminem pomoc). Tego dnia jednak pech nie opuszczał Kapiaka - dotykały go kolejne defekty, na skutek czego stracił blisko 10 minut do zwycięzcy etapu i przodownictwo w wyścigu. Na dwóch końcowych etapach wyścigu nie był w stanie odzyskać żółtej koszulki lidera. W klasyfikacji generalnej uplasował się na znakomitym 3. miejscu, ale sam poszkodowany oraz kibice byli dalecy od świętowania. Wszyscy mieli świadomość pechowo utraconej szansy na historyczny, końcowy triumf.

Kolejne, szeroko komentowane „nieszczęście” polskiego kolarza miało miejsce ponad 40 lat później. W 1989 roku we francuskim mieście Chambery odbywały się amatorskie mistrzostwa świata. Polski zespół walczył z reprezentacją NRD w wyścigu drużynowym na 100 kilometrów. „Biało-Czerwoni” marzyli o srogim rewanżu za igrzyska w Seulu (1988), gdzie przegrali z zachodnim sąsiadem o zaledwie siedem sekund. Nadzieje na wygraną rozwiał defekt roweru Andrzeja Sypytkowskiego. Polacy obronili drugie miejsce, ale do najwyższego stopnia podium nie zdołali się zbliżyć. Kilka dni później niedosyt polskich kibiców zaspokoił Joachim Halupczok, który we wspaniałym stylu wygrał wyścig indywidualny z dużą przewagą na rywalami.

Powrót | źródło: Materiały własne
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.