Notatka z życia: Witold Woyda

2013-05-09, 07:54   A A A   drukuj   Piotr Stokłosa

Są sportowcy, którzy startując kilkukrotnie w igrzyskach olimpijskich największe sukcesy osiągają w pierwszych turniejach, później notując regres. Związane jest to przeważnie z bardziej zaawansowanym wiekiem i jednocześnie słabszą formą fizyczną. Zdarzają się jednak odstępstwa od tej reguły, a dobitnym tego przykładem jest Witold Woyda, który podczas swoich czwartych igrzysk zdołał osiągnąć najwięcej – dwa razy sięgnął po złoto.

Podczas olimpijskiego turnieju w Monachium w 1972 r. polski szermierz miał 33 lata. Nie przeszkodziło mu to jednak w kolejnych zwycięstwach. Turniej rozpoczął od czterech zwycięstw i jednej porażki w pierwszej rundzie. Poległ tylko w pojedynku z reprezentantem Austrii Rolandem Losertem i z pierwszego miejsca w grupie awansował do dalszych zawodów. W drugiej rundzie przegrał z Koukalem z Czechosłowacji, ale zanotował trzy zwycięstwa, które, mimo porażki z Francuzem Revenu, dały mu drugie miejsce i promocję do ćwierćfinałów. Tam, po przegranej z reprezentantem Japonii Nakajimą pokonał kolejnych czterech rywali i znalazł się półfinale. Losy Woydy na tym etapie ważyły się do ostatnich pojedynków. Gdyby nie zwycięstwo innego reprezentanta Polski – Marka Dąbrowskiego nad Revenu, szermierza nie byłoby w finale. Kolega pomógł jednak rodakowi pokonując Francuza i dzięki temu Woyda mógł w walce o złoto pokazać pełnię swoich umiejętności, wygrywając pewnie wszystkie pięć pojedynków. Dało mu to pierwszy w karierze indywidualny medal z najcenniejszego kruszcu zdobyty na arenie międzynarodowej. Kilka dni później wspólnie ze wspomniany Dąbrowskim, Arkadiuszem Godelem, Jerzym Kaczmarkiem i Lechem Koziejowskim sięgnął w drużynowym florecie po kolejne złoto. Stał się tym samym pierwszym polskim sportowcem, który podczas jednego olimpijskiego turnieju dwukrotnie stanął na najwyższym stopniu podium.

Olimpijskie krążki Woyda zdobywał zresztą wcześniej. Na swoich pierwszy igrzyskach w Rzymie w 1960 r. zajął jeszcze miejsca poza podium. Indywidualnie był 4., natomiast polski zespół florecistów uplasował się na miejscach 5-8. Cztery lata później w Tokio w indywidualnym turnieju Woyda odpadł w fazie pucharowej po porażce z Francuzem Revenu, natomiast świetnie spisała się drużyna, która sięgnęła po srebro, w czym udział miał Woyda. Z medalem wrócił również z Meksyku w 1968 r., gdzie ponownie w zespole sięgnął po krążek, tym razem brązowy. Blisko podium był też w pojedynczym starcie, ale odpadł w półfinale i na indywidualny tytuł poczekać musiał kolejne cztery lata. Mistrzostwo olimpijskie było jedynym zwycięstwem Woydy w zwodach międzynarodowych najwyższej rangi.

Zwyciężał wprawdzie 25 razy w turniejach międzynarodowych, ale w mistrzostwach świata udało mu się zgromadzić jedynie srebrne i brązowe krążki. Zdobył ich po pięć, a prawie wszystkie drużynowo, z wyjątkiem srebra, które wywalczył sam w Buenos Aires w 1962 r. Indywidualnie 3 razy był najlepszy w kraju we florecie, a 5 razy uplasował się na drugim stopniu podium. W mistrzostwach Polski 10-krotnie zwyciężał w drużynie, a 5-krotnie zadowolić musiał się srebrnym medalem. Co ciekawe, w tych zespołowych zawodach nie ograniczał się wyłącznie do swojej koronnej broni – floretu. Startował też w szpadzie (mistrzostwo w 1959 r.) i szabli (wicemistrzowski tytuł w 1963 r.).

Choć Witold Woyda urodził się 10 maja 1939 r. w Poznaniu, to podczas sportowej kariery związany był wyłącznie z klubami stolicy. W 1953 r. trafił do Budowlanych, a potem reprezentował barwy Marymontu, aż do zakończenia startów w 1972 r. Po tym okresie wyjechał do Włoch, gdzie mieszkał i trenował szermierzy. Potem na stałe osiadł w Stanach Zjednoczonych, gdzie zmarł. W minioną niedzielę minęło 5 lat od tego smutnego momentu.

 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.