Spisek, którego nie było

2015-11-04, 10:28   A A A   drukuj   Michał Hasik

fot. Wikimedia Commons/Miceman
Występ naszych biathlonistek w Soczi dostarczył kibicom emocji daleko wykraczających poza te sportowe. Krystyna Pałka tłumaczyła swoją słabą formę strzelecką w sztafecie celowym  uszkodzeniem przyrządów do pomiaru w jej karabinie. W mediach zawrzało, rozpoczęły się gorączkowe poszukiwania sabotażystów. Po kilku dniach sprawie ukręcono łeb. Oficjalna wersja mówiła o uszkodzeniu karabinu w skutek jego uderzenia lub przewrócenia. Wiele osób nie dało wiary tym tłumaczeniom.

Rywalizacja kobiecych sztafet biathlonowych odbyła się 21 lutego 2014 roku. Polki były wymieniane w gronie faworytek do medali. Przed startem zawodniczki udały się na trasę przetestować broń, sprawdzić czy wszystkie przyrządy celownicze są odpowiednio nastawione. Po powrocie do strefy startu karabiny zostawiono w tzw. ogródku. Doglądał ich masażysta polskiej kadry Damian Graf, który w tym samym czasie wykonywał kilka innych obowiązków. Wokół ogródku kręciło się kilkadziesiąt osób, głównie sztaby startujących ekip. Dokładnie o 18.30 na trasę wyruszyły biathlonistki.  Na pierwszej zmianie w polskiej sztafecie biegła Krystyna Pałka, jedne z filarów tej drużyny, wicemistrzyni świata w biegu pościgowy.  Szansę na dobry wynik pogrzebała już podczas pierwszej wizyty na strzelnicy. Pałka spudłowała pierwszych pięć strzałów w pozycji leżącej. Musiała dobierać trzy razy dodatkowe pociski, pomyliła się kolejne dwa razy. Nieco lepiej jej poszło w pozycji stojącej, ale też musiała dobierać pocisk. Biathlonistka skończyła pierwszą zmianę na 15. miejscu, koleżanki z kadry wyprowadzają nasz zespół na 10. pozycję, ale strata do zwycięskich Ukrainek sięga blisko trzech minut. Trenerzy i działacze nie mogą uwierzyć w to, co widzieli na strzelnicy. Praktycznie nie zdarza się podczas imprez mistrzowskich, żeby zawodniczki ze światowej czołówki pudłowały niemal wszystkie strzały. Postawa Pałki jest ogromnym zaskoczeniem in minus. Wcześniej na siedemdziesiąt oddanych strzałów podczas olimpijskiej rywalizacji spudłowała tylko siedem. Trener kadry już w trakcie strzelania dostrzega coś niepokojącego. – Zawodniczka kilkukrotnie zmieniała pozycję strzelecką, starała się delikatniej pociągać za spust, ale cały czas pudłowała, a wszystkie strzały schodziły jej w prawy dolny róg poniżej tarczy, czyli na godzinę piątą. – przekonywał  Adam Kołodziejczyk. Sama autorka pechowej strzeleckiej serii tuż po biegu narzekała na karabin.

Kilka dni później, gdy opadły emocje związane z wyścigami sztafetowymi, wybuchła bomba. Krystyna Pałka zamieściła w mediach społecznościowych wpis. Sugerowała w nim, że jej słaby występ na strzelnicy był efektem celowego przekręcenia urządzeń pomiarowych w jej karabinie. Dodała również, że ma przypuszczenie, kto może stać za tym występkiem i jeśli jej podejrzenia się potwierdzą, będzie to dla wszystkich szok. Zawodniczka swoim wpisem wywołała burzę. Dzień później próbowała uspokoić sytuację. Apelowała, aby nikogo nie winić przed wyjaśnieniem całej sprawy.  Na to było już jednak za późno. W mediach wrzało, prześcigano się w domysłach, kto mógł być prowodyrem całego zajścia. Dostało się między innymi Paulinie Bobak, która do Soczi pojechała jako rezerwowa. Sytuacja była bardzo delikatna. Bobak od dłuższego czasu miała napięte stosunki z pozostałymi członkami kadry biathlonu, nie mieszkała z nimi podczas igrzysk. Była idealnym kandydatem na winnego. Zawodniczka uprzedziła fakty. Zamiast czekać na medialny lincz, szybko przedstawiła swoją wersję zdarzeń. Twierdziła, że przed startem nie zbliżała się do miejsca składowania karabinów. W celu potwierdzenia swojej wersji była skłonna powołać na świadka kanadyjską biathlonistkę, która stała obok niej przed rozpoczęciem rywalizacji sztafet.

Narastało coraz więcej domysłów kontrowersji wokół rzuconych oskarżeń. Polski Związek Biathlonu postanowił zareagować. Wystąpił do IBU (Światowa Federacja Biathlonu) o udostępnienie zapisu monitoringu z tzw. ogródka przed startem do biegu sztafetowego, a także przejrzenie tego co zarejestrowały kamery telewizyjne. Niestety okazał się, że kamery skierowane były na najważniejsze miejsca na trasie, a więc strzelnicę, start i metę. Ogródek przedstartowy nie był w ich zasięgu.  

Po kilku dniach sprawa przycichła, a media zaczęły żyć innymi, olimpijskimi oraz pozasportowymi wydarzeniami. Nikogo nie złapano za rękę, nie przedstawiono też żadnego, mniej tabloidowego wyjaśnienia słabej postawy Krystyny Pałki.  Pozostały tylko spekulacje, według których uszkodzenie urządzeń pomiarowych mogło nastąpić np. w skutek przewrócenia lub uderzenia broni o ziemie. – Jeden skok śruby miko-metrycznej oznacza przesunięcie o 2,5 mm na tarczy. W karabinie Krysi ten skok był przesunięty o 8-10 skoków, a to oznacza nawet 2,5 cm różnicy i stąd wzięły się pudła – informował Mikołajczyk. – Do regulacji celownika służą dwie śruby. Jedna do ustawienia pionowego, druga do poziomego. Wystarczy pół obrotu, dosłownie dwa kliknięcia, aby bardzo utrudnić komuś trafienie w dziesiątkę – dodała Renata Mauer-Różańska, nie wykluczając jednak czarnego scenariusza. – Różne rzeczy zdarzają się na zawodach, dlatego już najmłodszych zawodników uczy się, że broni przed zawodami nie należy spuszczać z oka nawet na sekundę.

Bez względu na okoliczności zajścia całej sytuacji, pozostaje żal związany z niewykorzystaną szansą medalową. Polki znajdowały się w dobrej formie, miejsce na podium było bliższe niż kiedykolwiek wcześniej.  W sztafecie nasze biathlonistki pokazały się z dobrej strony biegowej. Gdyby nie brać pod uwagę czasu spędzonego na pokonywanie rund karnych, biało-czerwone wywalczyłyby złoty medal. Zamiast tego Polki zostały zapamiętane przez pryzmat afery z karabinem, spisku, którego nie było.
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.