Wydarzyło się: nieszczęśliwy wypadek na skoczni w Wiśle-Malince

2015-02-02, 08:56   A A A   drukuj   Michał Hasik

fot. Wikimedia Commons/Plushy
Zdzisław Hryniewiecki był jednym z faworytów do medalu na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Squaw Valley. 28 stycznia 1960 roku, kilka dni przed wyjazdem do Stanów Zjednoczonych, na skoczni w Wiśle doszło do tragicznego wydarzenia, które wykluczyło go z udziału w olimpiadzie oraz złamało świetnie zapowiadającą się karierę. Zawodnik stracił kontrolę w locie i boleśnie uderzył o zamarznięte podłoże, łamiąc trzon piątego kręgu szyjnego i uszkadzając rdzeń. Nigdy nie zdołał wrócić do pełnej sprawności.

Do kadry narodowej trafił w 1958 roku. W sezonie olimpijskim zachwycał swoją formą. Wygrał jeden z konkursów w niemieckim Oberwiesenthal, w pozostałych plasował się w ścisłej czołówce. Tuż przed olimpiadą wziął udział w organizowanych w Polsce dwóch międzynarodowych konkursach. Pierwszy w Wiśle-Malince wygrał bezapelacyjnie, ustanawiając wynikiem 78,5 m rekord skoczni. W drugim z konkursów, który odbył się w Szczyrku, znów oddał najdłuższy skok, ale podparł go, przez co zajął dopiero 14 miejsce.  Media starały się nie pompować balonu oczekiwań, choć sam skoczek twierdził, że poczuł moc i deklarował walkę nawet o złoty medal, zaznaczając przy tym, że ze srebra lub brązu też będzie zadowolony.

Do nieszczęśliwego wypadku doszło na kilka dni przed wyjazdem do amerykańskiego Squaw Valley. Hryniewiecki i inny reprezentant Polski Władysław Tajnej szlifowali formę na obiekcie w Wiśle. Popularny „Dzidek”, jak go nazywali kibice, oddawał tego dnia bardzo długie skoki, kilkukrotnie lądował prawie na płaskim terenie. Trener kadry Mieczysław Kozdruń obawiając się, że zawodnik może odnieść kontuzję, zalecił mu skrócenie rozbiegu. Hryniewiecki nie zastosował się do wskazówek. Jeden z ostatnich skoków odbił za wcześnie, w trudnych, wietrznych warunkach stracił panowanie w locie, zrobił salto i z pełnym impetem uderzył o zamarznięte podłoże. Został zabrany ambulansem do szpitala w Cieszynie, a stamtąd helikopterem do Instytutu Chirurgii Urazowej w Piekarach. Diagnoza brzmiała jak wyrok – złamanie trzonu piątego kręgu szyjnego i uszkodzenie rdzenia, co spowodowało natychmiastowy niedowład górnych kończyn i całkowity bezwład tułowia wraz z kończynami dolnymi. Kilka dni później przeprowadzono operację. Nie stwierdzono uszkodzenia rdzenia pacierzowego, ale też nie udało się przywrócić mu czucia w nogach.

W wieku 22 lat „Dzidek” przedwcześnie zakończył swoją karierę sportową i rozpoczął mozolny powrót do zdrowia. Nigdy nie stracił nadziei na odzyskanie pełnej sprawności. Nauczył się stawać, opierając się o poręcze, jednak już nigdy – pomimo wielu zabiegów rehabilitacyjnych w kraju oraz za granicą, nie odzyskał czucia w nogach. Ożenił się ze swoją pielęgniarką – Wandą Góralską, w swoim domu w Bielsku prowadził aktywne życie towarzyskie. Załamał się i stracił chęć do życia, gdy odeszła od niego żona. Popadł w alkoholizm, przytył, choć nadal udzielał się towarzysko. Umarł w 1981 roku w wyniku problemów z krążeniem i nerkami.

W jednym z wywiadów powiedział, że nie zabiła go brawura, ale chęć udowodnienia swojej klasy oraz wrodzony upór. Cechy, które przysporzyły mu wielu kibiców w Polsce, widzących w nim następcę Stanisława Marusarza, stały się przyczyną jego tragedii.

Materiał na podstawie: Onet.pl/Wikipedia.pl
 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.