ISSN
Sportowa Historia

Wrodzony instynkt latania

2014-01-04, 06:45   A A A   drukuj   Tomasz Michalak

Po zdobyciu złotego medalu olimpijskiego w Sapporo uważano, że Wojciech Fortuna na długie lata zagości w czołówce światowej skoczków narciarskich. Jednak jego kariera nie przebiegała zgodnie z oczekiwaniami. Najlepszym polskim skoczkiem przełomu lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był Stanisław Bobak.

Stanisław Bobak urodził się ur. 12 marca 1956 w Zębie nieopodal Zakopanego. Wraz z bratem trenował skoki narciarskie pod okiem Jana Furmana w WKS Wisła Zakopane. Zarówno on jak i późniejsi trenerzy (Janusz Fortecki, Lech Nadarkiewicz i Tadeusz Kołder) znając psychikę i możliwości fizyczne Staszka nie zmuszali go do intensywnych treningów. Często jeżeli Bobak oddał dobry skok treningowy, zwalniano go z dalszych zajęć.

Szerszej publiczności po raz pierwszy pokazał się w wieku 16 lat, gdy na skoczni w Zakopanem skokiem na odległość 100 m zdobył tytuł Mistrza Polski Juniorów. Już w 1974 roku zdobył mistrzostwo Polski seniorów. W roku 1975 jako dziewiętnastolatek wystartował w Turnieju Czterech Skoczni. W Obersdorfie był 2., w Garmisch-Partenkirchen 18., a w Innsbruku 6. Przed ostatnim turniejem w Bischofshofen postawił wszystko na jedna kartę. Był dosłownie o krok od wygranej oddając najdłuższy skok, jednak zakończony podpórką, co przekreśliło szanse na wysokie miejsce w końcowej klasyfikacji. Takie sytuacje zdarzały się w skokach Bobaka bardzo często. Długie loty kończone złym lądowaniem pozbawiły go wielu wygranych. Szczególnie żal konkursu olimpijskiego w Lake Placid. Po pierwszej serii Bobak zajmował 4. miejsce. W drugiej wyprzedzający go zawodnicy oddali słabe skoki. Pojawiła się szansa na srebro. Bobak oddał długi skok jednak zakończony niepewnym lądowaniem. Odjęte punkty spowodowały spadek na 10. miejsce, które skoczek bardzo przeżył. Był to najlepszy sezon w karierze Bobaka, bowiem w klasyfikacji końcowej Pucharu Świata zajął 3. miejsce. Dzięki temu pojawiła się szansa na otrzymanie wysokiego wynagrodzenia. Jednak PZN nie opłacając wpisowego pozbawił skoczka otrzymania należnej nagrody.

26 stycznia 1980 w Zakopanem wygrał swój pierwszy i jedyny konkurs Pucharu Świata. Bobak w swej karierze miał wiele ciężkich upadków i kontuzji. Przeskoczył wiele skoczni: w Seefeld, Bischofshofen. Zawsze był w czołówce świata. Niestety po sezonie 1980/81 nasiliły się bóle kręgosłupa. To one były przyczyną, że ten ogromny talent, bodajże jeden z największych w historii polskich skoków, musiał przerwać karierę.

Stanisław Bobak otrzymał rentę, najpierw trzeciej, a następnie drugiej grupy. Jak każdy inwalida ledwo wiążę koniec z końcem. Mieszkał w rodzinnym Zębie z żoną Stanisławą, córkami Haliną i Małgosią oraz synem Andrzejem, który też był skoczkiem i reprezentował barwy LKS Poroniec. W 2000 roku był 3. w klasyfikacji kombinacji norweskiej i 4. w skokach. Jego żona Stanisława wspomina tak okres po zakończeniu przez męża kariery sportowej: „Ciężko się żyje, ale my jesteśmy przyzwyczajeni. Jak wygląda majątek sportowca światowej klasy – nie wiem. I chyba tak już zostanie. Skakał, skakał i nic z tego nie ma. Mimo to jestem jakoś tak szczęśliwa. Dobrym człowiekiem jest mój mąż, to najważniejsze chyba. Nie jego charakter prosić, upominać się u ludzi. W biedzie, jak człowiek potrafi, też można żyć godnie. A czasami zagląda na skocznię w Zakopanem, gdzie skakał jak ptak, wykorzystując swój wrodzony instynkt latania. Instynkt, który dany jest naprawdę nielicznym"...

W 2005 Stanisław Bobak wyjechał w celach zarobkowych do Francji, gdzie ciężko zachorował. 11 czerwca przeszedł operację, następnie przez kilka dni był nieprzytomny, po czym został przewieziony do Polski, gdzie trafił do szpitala w Zakopanem, a następnie na Oddział Kliniczny Żywienia i Chirurgii w Warszawie. Nie mógł jeść, leżał podłączony do kroplówki,. Po długiej chorobie zmarł 12 listopada 2010 w szpitalu w Zakopanem. Pochowano go na cmentarzu w jego rodzinnym Zębie

Apoloniusz Tajner tak wspominał Bobaka:
„Odszedł jeden z najwybitniejszych polskich skoczków narciarskich, wielki talent, dobry człowiek. Byłem z nim w grupie i mogę śmiało mówić, że dobrze go znałem. Spędziliśmy przecież razem pół życia. W sporcie się nie poddawał, chorobie, niestety, musiał się poddać".

Artykuł na podstawie:
Aniela Tajner, Legendy polskiego sportu, Cieszyn
skokinarciarskie.pl

 

Komentarze

Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.

Brak komentarzy.