Robert Lewandowski rozpoczął eliminacje mistrzostw Europy od wbicia czterech goli reprezentacji Gibraltaru. Jak się okazuje, są to już… najbardziej udane eliminacje w jego wykonaniu! Byłoby dobrze, gdyby napastnik Bayernu Monachium utrzymał skuteczność w kolejnych spotkaniach, gdyż, jak uczy historia, bez wybornego strzelca o awans do turnieju finałowego będzie niezwykle trudno.
Każdy z ostatnich sukcesów polskiej piłki, oczywiście tych eliminacyjnych, nieodłącznie związany był z faktem posiadania strzelca wyborowego. Jerzy Engel miał Emmanuela Olisadebe, który swoimi ośmioma bramkami w eliminacjach mundialu zapewnił reprezentacji Polski bilety do Korei Południowej. Dość powiedzieć, że „Oli” z takim dorobkiem został jednym z najskuteczniejszych strzelców europejskich eliminacji, obok Henrika Larssona, który do siatki rywali także trafił osiem razy, ale za Ebbe Sandem i Andrijem Szewczenko. Duńczyk z Ukraińcem w eliminacyjnych spotkaniach zdobyli po dziewięć goli.
W 2000 i 2001 roku naturalizowany Nigeryjczyk był w wyśmienitej formie i bez jego goli o awans do mundialu byłoby niezwykle trudno. Cztery lata później, już podczas kadencji Pawła Janasa, formą błysnęli dwaj zawodnicy – Tomasz Frankowski i Maciej Żurawski. Obaj w eliminacjach mistrzostw świata w Niemczech zdobyli po siedem goli. Choć do prowadzącego w europejskiej klasyfikacji z 11 trafieniami Portugalczyka Pedro Paulety sporo im zabrakło, to jednak ich wspólny dorobek stanowił ponad połowę trafień całej reprezentacji. Bez tych goli nie byłoby występu na mundialu w 2006 roku.
Najlepiej przekonaliśmy się o tym dwa lata wcześniej, kiedy próbowaliśmy wywalczyć pierwszy w historii awans do mistrzostw Europy. W eliminacjach EURO 2004 najskuteczniejszych strzelców naszej kadry było trzech: Mirosław Szymkowiak, Andrzej Niedzielan oraz Marcin Kuźba. Wszyscy zdobyli zaledwie po dwie bramki, więc o historycznym sukcesie mogliśmy zapomnieć. Udało się dopiero przy okazji kolejnej edycji mistrzostw Europy, kiedy w eliminacyjnych meczach błysnął Euzebiusz Smolarek.
„Ebi” w spotkaniach z m.in. Portugalią, Kazachstanem i Belgią ustrzelił wtedy aż dziewięć goli, co dało mu trzecie miejsce w klasyfikacji strzelców, przed chociażby Cristiano Ronaldo, a za Davidem Healy’m (13 trafień) i Eduardo da Silvą (10 bramek). Szkoda, że, podobnie jak poprzednikom, nie udało mu się znaleźć drogi do siatki w turnieju finałowym. Ta sztuka udała się jedynie Olisadabe, chociaż jego bramka w meczu ze Stanami Zjednoczonymi na koreańsko-japońskim mundialu nie miała już żadnej wartości.
Od czasów Smolarka i jego wyczynu z 2008 roku było już niestety tylko gorzej. W eliminacjach do mistrzostw świata w RPA „Ebi” ponownie został najskuteczniejszym zawodnikiem naszej drużyny, ale do siatki rywali trafił już tylko sześć razy. Piszę „tylko”, gdyż pięć trafień zaliczył w rywalizacji z San Marino, trafiając jeszcze do pustej bramki w Bratysławie, gdzie jednak od przegranej ze Słowacją rozpoczął się upadek polskiej piłki reprezentacyjnej. Warto dodać, że to właśnie w eliminacjach do mundialu, który miał odbyć się w 2010 roku, w meczach o punkty zadebiutował Robert Lewandowski.
W debiucie od razu zdobył gola, a trafienie z San Marino okazało się wręcz prorocze. Odtąd bowiem, jeśli „Lewy” trafiał do siatki w meczach o punkty, czynił to albo z ogórkami pokroju tej malutkiej republiki i Gibraltaru, albo w spotkaniach z europejskimi średniakami – Grecją i Czarnogórą. W eliminacjach do mistrzostw świata w RPA zdobył jeszcze jedną bramkę, a jakże, w rewanżu z San Marino. Ostateczny rezultat nie był więc taki zły, zważywszy na czas przebywania na boisku – 315 minut. Lewandowski dopiero pretendował do roli czołowego napastnika i zapowiadało się, że przyniesie nam jeszcze wiele pociechy.
Rzeczywiście tak było, ale niestety bardzo rzadko w meczach reprezentacji Polski. W eliminacjach do EURO 2012 na szczęście nie musieliśmy występować, natomiast w finałach „Lewy” trafił do siatki w meczu z Grecją, wprawiając w euforię cały naród. Później grał już jednak tak jak pozostali kadrowicze Franciszka Smudy – przeciętnie. Tej opinii nie zmieniły fatalne eliminacje do mundialu w Brazylii, gdzie w ciągu 809 minut przebywania na placu gry, ówczesny napastnik Borussii Dortmund zdobył zaledwie trzy gole. Dwa wbite San Marino, w dodatku z rzutów karnych, chwały mu nie przynoszą, choć trzeba przyznać szczerze, że trafienie z Czarnogórą było całkiem ładne. Szkoda, że ostatecznie przyniosło zaledwie marny punkcik.
Lewandowski w eliminacjach nie został więc naszym zbawcą, ba, nie doczekał się nawet miana najlepszego strzelca polskiej drużyny! Więcej trafień – cztery – zaliczył bowiem Jakub Błaszczykowski. Dobrze więc, że rozgrywki decydujące o awansie do EURO 2016 najlepszy polski piłkarz ostatnich lat rozpoczął tak udanie. Dzięki czterem golom „Lewy” już może być pewny, że będą to najlepsze eliminacje w jego wykonaniu! Może to nieco uspokoi go przed kolejnymi meczami, bo, powiedzmy sobie szczerze, dobrej prasy, jeśli chodzi o występy reprezentacyjne, nigdy nie miał.
Oczywiście nawet 10 goli wbitych w meczach z Gibraltarem nie będzie satysfakcjonowało kibiców. Żeby zagrać we Francji, trzeba będzie zacząć strzelać w spotkaniach o wyższej randze. Robert Lewandowski będzie musiał pokonać bramkarzy reprezentacji Gruzji (łatwo nie będzie, zwłaszcza na wyjeździe), Szkocji i Irlandii (jeszcze trudniej) oraz Niemiec (hardkor, czytaj: Manuel Neuer). Bez przynajmniej sześć-siedem goli w meczach z tymi rywalami, o awans będzie trudno, no, chyba że nagle przebudzą się inni zawodnicy i kilku piłkarzy zakończy eliminacje z powiedzmy czterema golami na koncie (nie licząc oczywiście meczów z Gibraltarem), na co bym jednak specjalnie nie liczył.
Trzeba powiedzieć sobie szczerze – w Robercie Lewandowski i jego skuteczności cała nasza nadzieja! Pozostaje wierzyć w nagły wzrost reprezentacyjnej formy naszego napastnika w najważniejszych meczach i to, że koledzy z drużyny będą w stanie wypracować mu kilka sytuacji strzeleckich. „Lewy” nie jest typem zawodnika, który wykorzystuje każdą okazję, więc trzeba liczyć też na to, że choć trochę poprawi też skuteczność. Niech pozytywną przesłanką będzie fakt, że dwóch rywali Lewandowski ma już na rozkładzie. Trafiał do siatki w towarzyskich meczach z Irlandią oraz Niemcami i rezultaty, jakie padły w tamtych spotkaniach (3:2 i 2:2), wzięlibyśmy w ciemno. Czy pobożne życzenia okażą się realne? Pierwszy poważny test już za niespełna miesiąc.
Komentarz zanim zostanie opublikowany, poddany jest weryfikacji. Jeżeli jego treść nie łamie regulaminu strony, będzie opublikowany.
Brak komentarzy.